Ludzie, którzy wiedzą wszystko o swojej przeszłości i korzeniach, lepiej radzą sobie w życiu!


- Niech pomyślę. - Odchyliła głowę do tyłu,
wytrzymując jego wzrok. - Co takiego powiedziałeś twemu
staremu kumplowi Ralphowi? Och, tak. - Ściągnęła wargi i
powtórzyła jego słowa.
Pokręcił tylko głową.
- Czy tak ma wyglądać rozmowa z facetem, który
uchronił cię od kuli w głowę?
- To ja uratowałam cię przed kulą w głowę, kolego,
chociaż mam poważne wątpliwości, czy zdołaliby w nią
trafić, biorąc pod uwagę, jak jest malutka. A ty odpłaciłeś
mi się, maltretując mnie, wiążąc, kneblując i zawożąc do
jakiegoś taniego motelu na godziny.
- Zapewniono mnie, że zatrzymują się tu rodziny z
dziećmi - odparł, nie kryjąc drwiny.
Do licha, ależ ta kobieta ma charakterek. Pluć na
37
niego mimo jego przewagi, prowokować, by ją wziął, choć
nie mogła mieć nadziei na wygraną w tym pojedynku. I
seksowna jak diabli w tych obcisłych dżinsach i zmiętym
podkoszulku.
- Tylko pomyśl - powiedział. - Ten bezmózgi
olbrzym powiedział coś o tym, że zbyt długo się tobą
zajmuję i że za dużo mówię. To nasunęło mi myśl, że nas
podsłuchiwali. W furgonetce musieli mieć sprzęt do
podsłuchu i zniecierpliwili się. Gdybyś wyszła ze mną od
razu, jak grzeczna dziewczynka, śledziliby nas, wyczekali
odpowiedni moment i porwaliby cię. Nie chcieli
bezpośrednio się włączać i nie chcieli świadków.
- Ty byłbyś świadkiem - zauważyła.
- Nie przypuszczam. Pomyślałbym, że inny łowca
nagród kradnie mi pracę, ale ludzie w mojej branży nie
skarżą się policji. Przepadłby mi zarobek, uznałbym dzień
za stracony, może nagadałbym Ralphowi. W każdym razie
tak bym to sobie wytłumaczył, a Ralph pewnie naraiłby mi
jakąś łatwą robótkę, żebym nie czuł się pokrzywdzony.
Zamilkł i zamyślił się na dłuższą chwilę, po czym
podjął rozmowę.
- Ktoś przyparł go do muru. Chciałbym wiedzieć,
kto to był.
- Nie mam pojęcia. Nie znam twojego przyjaciela
Ralpha.
- Byłego przyjaciela.
- Nie znam tego goryla, który rozwalił mi drzwi do
mieszkania, i nie znam ciebie. - Była zadowolona, że udało
jej się zachować neutralny ton. - Jak tylko mnie wypuścisz,
zawiadomię o wszystkim policję.
Wykrzywił wargi.
- Po raz pierwszy wspomniałaś o policjantach,
38
kotku. Blefujesz. Wcale nie chcesz, żeby się w to wtrącali.
To następna kwestia do wyjaśnienia.
Miał rację. Nie chciała w to mieszać policji, w
każdym razie nie teraz, dopóki nie skontaktuje się z Bailey
i nie dowie się, o co w tym wszystkim chodzi.
- Mógłbyś usłyszeć ten blef, gdybyś nie przeciął
sznura telefonu.
- Nie zawiadomiłabyś glin, ale ten, do kogo byś
zadzwoniła, mógłby mieć telefon na podsłuchu. Nie po to
zadawałem sobie tyle trudu, szukając tego wytwornego
motelu na uboczu, by dać się wyśledzić.
Pochylił się i uniósł dłonią jej podbródek.
- Do kogo byś zadzwoniła?
Nie zamykała oczu, usiłując zignorować ciepło
płynące z tych palców, dotyk jego skóry na skórze.
- Do mojego kochanka - wypluła z siebie. -
Rozdarłby cię na sztuki kawałek po kawałku. Wydarłby z
ciebie serce i pokazał ci jeszcze bijące.
Uśmiechnął się i pochylił jeszcze bardziej. Po prostu
nie mógł się oprzeć.
- Jak mu na imię?
W głowie miała pustkę, całkowitą, kompletną,
idiotyczną pustkę. Patrzyła przez chwilę w te zimne szare
oczy, po czym strząsnęła jego rękę.
- Hank. Rozedrze cię na pół i rzuci psom na
pożarcie, kiedy się dowie, że zrobiłeś mi krzywdę.
Zaśmiał się cicho, czym rozwścieczył ją jeszcze
bardziej.
- Może i masz kochanka, kotku. Może masz ich
tuzin. Ale nie masz ani jednego o imieniu Hank. Za długo
się zastanawiałaś. W porządku, skoro nie chcesz wydusić
tego z siebie i nie wierzysz, że nas z tego wyciągnę,
39
zrobimy to inaczej.
Wstał i pochylił się. Usłyszał, jak szybko wciągnęła
powietrze w płuca, kiedy sięgał po jej torbę. Bez słowa
wysypał zawartość na łóżko. Pięciocentówki usunął już
wcześniej.
- Używasz tego otwieracza do czegokolwiek poza
piwem? - spytał.
- Jak śmiesz! Jak śmiesz grzebać w moich
rzeczach?!
- Och, myślę, że to naprawdę drobiazg po tym,
cośmy razem przeszli. - Wziął do ręki aksamitny woreczek
i wytrząsnął na dłoń kamień, który rozbłysnął płomiennym
blaskiem.
Nie odrywał od niego oczu. Nie mógł sobie na to
pozwolić w samochodzie, kiedy przeszukiwał jej torbę.
Kamień był nieprawdopodobnie, intensywnie błękitny,
wielkości niemowlęcej piąstki i szlifowany tak, że rzucał
błękitne ognie. Kiedy tak trzymał go w dłoni, poczuł
ukłucie w sercu, dziwną potrzebę chronienia go. Prawie tak
niewytłumaczalną, pomyślał, jak pragnienie chronienia tej
nieznośnej, niewdzięcznej kobiety.
- No więc - powiedział, podrzucając kamień w
powietrze - opowiedz mi o tym, MJ, w jaki sposób udało ci
się położyć rękę na błękitnym diamencie na tyle wielkim,
by zadławił się nim kot...
40
ROZDZIAŁ 3
Prze głowę przelatywały jej różne rozwiązania. W
końcu uznała, że najprostszym i najbardziej
satysfakcjonującym będzie zrobienie z niego kretyna.
- Oszalałeś? - Wzniosła oczy do nieba i prychnęła. -
Tak, jasne, diament, wielki niebieski brylant. W schowku
na rękawiczki w samochodzie mam zielony, a w drugiej
torbie czerwony. Wydaję wszystkie dochody z mego pubu
na diamenty. To taki kaprys.
Obserwował ją leniwie, podrzucając kamień do góry
jak piłkę. Doszedł do wniosku, że wygląda na poirytowaną,
a zarazem rozbawioną i pewną siebie.
- W takim razie co to jest?
- Przycisk do papieru, na litość boską. Odczekał
ułamek sekundy.
- Nosisz w torbie przycisk do papieru.
- To prezent - powiedziała wyniośle.
- Tak. Z pewnością od Hanka Przystojniaka. - Wstał
i niedbale przejrzał resztę rzeczy, które przed chwilą
wysypał z torby. - Popatrzmy, poza maczugą...
- To rulon pięciocentówek - poprawiła.
- Ten sam efekt. Pojemnik z gazem łzawiącym,
otwieracz, swoją drogą nie jestem przekonany, że służy ci